Jedni powiedzą, że Banishers: Ghosts of New Eden to taki niskobudżetowy Wiedźmin 3, z dwoma pogromcami potworów zamiast jednego. Drudzy, pamiętający Vampyra – poprzednią grę tego studia, potraktują zapewne tę produkcje jak miłą ciekawostkę, ale bez większych szans na prawdziwą wielkość. A co, jeśli Wam powiem, że Banishers o tę wielkość się ociera? Nie uwierzycie, co nie? Spokojnie, ja też z początku nie chciałem w to wierzyć.
Pewnie nie wszyscy pamiętają, ale studio DON’T NOD, które stoi za Banishers: Ghosts of New Eden, dało nam wcześniej kilka nietuzinkowych produkcji na czele ze słynnym Life is Strange i całkiem niezłym, choć chyba zbyt surowo ocenionym Remember Me. Ten ostatni tytuł przywołuje tu zresztą nieprzypadkowo, bo pod względem pomysłów na nietypową rozgrywkę wyprzedzał on swoje czasy. Możliwość włamywania się do wspomnień innych ludzi i manipulowania nimi, nawet jeśli było trochę zbyt ograniczone, stanowiło całkiem oryginalną mechanikę. Podobnym tropem podąża Banishers: Ghosts of Eden, które serwując nam opowieść o duchach, miłości, zdradzie i konsekwencjach różnych decyzji bawi się z nami w nadprzyrodzonego detektywa. Brzmi nieźle, prawda? A wierzcie lub nie, w rzeczywistości wygląda to jeszcze lepiej.
Banishers: Ghosts of New Eden – co to jest za gra?
Banishers: Ghosts of Eden to fabularna gra akcji (albo inaczej RPG akcji), w której wcielamy się w dwójkę pogromców duchów – mistrzynie tego fachu, Antee Duarte oraz jej ucznia – szkockiego najemnika Reda mac Raith. Wspólnie stawiają oni czoła różnej maści zjawom, nawiedzeniom i klątwom, odsyłając dusze zmarłych do zaświatów albo skazując je na wieczne cierpienie. Nierzadko też podejmują decyzje o życiu lub śmierci żyjących, których czyny sprowadziły zagładę na innych.
Oczywiście, kwestie wyboru, a później i konieczność zmierzenia się z ich konsekwencjami ciążą tu na graczach. Sama zaś rozgrywka to mieszanka eksploracji, rozmów, zręcznościowej walki z odkrywanymi w trakcie zabawy nowymi umiejętnościami i rozwiązywania różnego typu zagadek. Całość przypomina nieco naszego Wiedźmina 3, tyle że z bardziej korytarzowymi lokacjami – na wzór tych znanych z nowych odsłon God of War, bądź niemniej mrocznych tytułów pokroju Hellblade czy A Plague Tale: Requiem.
Fabuła gry Banishers: Ghosts of New Eden
Banishers: Ghosts of New Eden to fabuła niczym z porządnego dreszczowca. Wszystko zaczyna się dość niepozornie – nasza dwójka bohaterów przybywa do Nowego Świata, do tytułowego Nowego Edenu, czyli jednej z kolonii założonych na terenach Ameryki Północnej. Chcą spotkać się tu z innym pogromcą, który poprosił ich o pomoc nie potrafiąc poradzić sobie z tajemniczą klątwą, która trawi całą okolicę. Niestety, przybywają za późno – kolonia jest niemal wymarła, wszystko spowija mrok, a czas w około jakby się zatrzymał.
Jak łatwo się domyśleć za tym wszystkim stoi potężny, kipiący gniewem i chęcią zemsty duch. Starcie z nim kończy się tragicznie – Antea ginie, a Red ledwie uchodzi z życiem. Więź łącząca tych dwoje jest jednak na tyle silna, że nasza pogromczyni powraca pod postacią ducha. Ducha, którego Red powinien odesłać zaświaty. Miłość okazuje się jednak silniejsza i tak oto ta dwójka zaczyna współpracować, by wrócić do Nowego Edenu i ostatecznie zamknąć historię straszliwej zmory.
Dotąd wszystko wydaje się proste – dwóch rozdzielonych śmiercią kochanków, jeden wróg, na którym trzeba wywrzeć srogą zemstę i niełatwa droga prowadząca z powrotem do kolonii. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom – w tej grze nic nie jest proste. Raz, że już na początku trzeba zdecydować się czy będziemy starać się naszą dziewczynę przywrócić do życia czy może pożegnamy ją i pozwolimy jej dostąpić wstąpienia w zaświaty. Dwa – że musimy przypieczętować naszą decyzję złożoną obietnicą, z której później będziemy rozliczeni. I wreszcie trzy – że przywrócenie do życia oznacza konieczność skazania na śmierć jak największej liczby żywych ludzi podczas rozwiązywania przypadków nawiedzeń. Duchy niejako „żywią się” esencją życiową, a sam rytuał wskrzeszenia będzie wymagał jej całe mnóstwo.
Oczywiście główny wątek fabularny to jedno, a misje poboczne drugie. Co ciekawe jednak, w Banishers: Ghosts of Eden nie są one po prostu jakimiś tam zadaniami dodatkowymi osadzonymi w tym samym świecie, ale w większości wypadków stanowią niejako uzupełnienie całej, całkiem nieźle napisanej historii. Przy okazji dają one nam też sporo do myślenia. Nasi bohaterowie często komentują bowiem wydarzenia rozgrywające się na ekranie, a ich podejście potrafi momentami zachwiać naszą pewnością siebie co do wcześniej podjętych decyzji. I to jest akurat naprawdę fajne – świadczy o dobrze przemyślanej konstrukcji całej strony fabularnej Banishers: Ghosts of New Eden.
Banishers: Ghosts of New Eden – świat gry
Banishers: Ghosts of New Eden to ten przeklęty, zapomniany przez boga świat. Zaczynając grę można mieć pewne wątpliwości czy serwowana tu przez twórców wizja Nowego Świata, czyli terenów Ameryki Północnej, nie będzie czasem nazbyt ograniczona. No bo wiecie – przybywamy do miasteczka pogrążonego w wiecznej nocy i słyszymy tam opowieści, że wszędzie dookoła panują takie same warunki. Ciemność, choć z początku fajnie nastraja do opowiadania o duchach, dość szybko robi się monotonna.
Na szczęście twórcy wyjątkowo sprytnie z tego wybrnęli otwierając przed nami naprawdę sporej wielkości świat, w skład którego wchodzą lasy, góry, bagna, kopalnie i niewielkie ludzkie osady. Nasza podróż powrotna do New Eden, w której mamy stoczyć ostateczny pojedynek z straszliwą zmorą jest więc całkiem długa, a i na emocje narzekać tu nie sposób. Wszędzie bowiem można natknąć się obecność duchów, widm i innych nadprzyrodzonych istot, jako że klątwa trzyma w uścisku naprawdę sporej wielkości teren.
Co więcej, w świecie gry poukrywanych jest sporo najróżniejszych znajdziek – od ukrytych skarbów, poprzez łapacze duchów skrywające okruchy duszy, aż po obiekty mocy mogące być gniazdami widm bądź też siedliskiem elitarnych przeciwników. Te ostatnie wymagają co prawda przeprowadzenia przez naszych bohaterów dodatkowych rytuałów, ale fajnie, że twórcy wypełnili swój świat takimi klimatycznymi dodatkami.
Mapa świata zaskakuje rozmiarami i ilością rzeczy do odkrycia. Niestety oznacza to też częstego odwiedzania miejsc, w których już byliśmy, o ile chcemy poznać wszystkie tajemnice gry.
Banishers: Ghosts of New Eden – dylematy fabularne
Kojarzycie film Constantine z Keanu Reevesem? To ten, gdzie wciela się on swoistego łowcę demonów, detektywa chroniącego ludzi przez zakusami mrocznych sił. No to w Banishers: Ghosts of New Eden pobawimy się w coś podobnego. Istotnym elementem rozgrywki jest tu bowiem badanie przypadków nawiedzeń, czyli sytuacji, gdy jakiś duch nachodzi żyjącego przeszkadzając mu, strasząc albo gorzej – dążąc do jego śmierci. W większości przypadków za takimi nawiedzeniami stoją wcześniejsze czyny danej osoby. Dlatego najpierw szukamy poszlak mogących nam dać wskazówki co do intencji danej osoby i nawiedzającego ją ducha, a potem trzeba taką sytuacje jakoś rozwiązać.
I choć samo dochodzenie do tychże intencji sprowadza się tutaj zazwyczaj do znalezienia jakichś pozostawionych śladu (w czym pomaga możliwość szybkiego przełączania się pomiędzy Redem, a widzącą na nieco innej, duchowej płaszczyźnie Anteą), twórcy postarali się, żeby całość była ciekawa i niosła ze sobą odpowiedni pakiet emocji.
Przykład? Choćby z pozoru mniej znacząca sprawa pewnego ducha – kochasia, przekonanego o swojej wyższości, mądrości i urodzie, który zmarł na chorobę weneryczną. Rozmowa z nim potrafi doprowadzić człowieka do granic wytrzymałości, co niewątpliwie później przekłada się na kończącą sprawę decyzję – czy ukarać winnego jego śmierci człowieka czy może wygnać ducha (idę o zakład, że o pomocy w jego wstąpieniu nikt nawet nie pomyśli). I wierzcie lub nie, naprawdę niewiele jest w tej grze tak prostych decyzji.
Walka i rozwój postaci w grze Banishers: Ghosts of Eden
Czym byłby RPG akcji bez porządnej dawki spuszczania łomotu przeciwnikom. W Banishers: Ghosts of New Eden nasi wrogowie są co prawda w większości wypadków bezcielesnymi zjawami, ale to wcale nie znaczy, że walka z nimi to kaszka z mleczkiem. Raz, że stające nam na drodze widma potrafią szybko teleportować się z miejsca na miejsce, a dwa – że nierzadko przejmują leżące nieopodal ciała czy to martwych zwierząt czy ludzi. I nagle zamiast kilku zjaw mamy przed sobą dużą potężniejszą watahę składającą się z demonicznych wilków czy uzbrojonych w muszkiety truposzczaków-myśliwych.
Na całe szczęście nasi pogromcy duchów potrafią się im odgryźć. Walka w Banishers nie sprowadza się bowiem jedynie do uników i korzystania z broni białej oraz muszkietu Reda czy duchowych pięści u Antei. W trakcie podróży po Nowym Świecie możliwości naszej parki znacząco rosną, bo otrzymujemy i nowe zdolności specjalne i możemy rozwijać swój ekwipunek korzystając z całej masy zasobów (swoją drogą szybko idzie się w nich zgubić – jest ich grubo za dużo).
Co istotne, w grze zdobywamy też punkty umiejętności – dla każdej postaci osobno, które pozwalają skorzystać z opcji ewolucji, będącej niczym innym jak swoistym drzewkiem umiejętności naszych bohaterów. Na swój sposób jest ono jednak unikatowe, bo zmusza nas niejednokrotnie do wyboru tylko jednej umiejętności z dwóch dostępnych. Pozwala to jednak znacznie lepiej dostosować zdolności do naszego stylu gry.
Starcia w Banishers wymagają od nas stałego przełączania się pomiędzy postaciami. Będąc duchem Antea niejako przejmuje wówczas ciało Reda, widziany przez obraz otoczenia znacząco się zmienia (to inna płaszczyzna astralna więc trudno się dziwić), a my zyskujemy dodatkowe możliwości ataków. Co ciekawe, patrząc na odblokowywane zdolności bardzo duży nacisk w całym systemie walki położono właśnie na dobre wyczucie czasu przy przełączaniu się między jedną a drugą postacią.
Dzięki temu można dla przykładu jako Red uderzyć kolbą przeciwnika, otwierając tym samym miejsce dla sekwencji Antei, o ile tylko odpowiednio szybko się na nią przełączymy i zainicjujemy dalszy atak. Możemy też korzystać ze specjalnego, potężnego ataku wygnania, choć nie zawsze kończy on starcie. Dobre opanowanie systemu walki przydaje się szczególnie podczas pojedynków z bardziej wymagającymi przeciwnikami oraz robiącymi naprawdę niezłe wrażenie bossami. Niestety, nie obyło się tu też bez pewnych problemów. I tak starcia w mniejszych lokacjach potrafią być utrapieniem, bo brakuje miejsca na uniki. Prowadzona przez nas postać potrafi się czasem przyblokować o jakieś terenowe przeszkody, a i w samą walkę wkrada się momentami nazbyt duży chaos.
Banisher: Ghosts of New Eden – czy warto kupić?
Banisher: Ghosts of New Eden to podróż na kraniec światów, którą naprawdę chce się przeżyć. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Banishers: Ghosts of Eden wizualnie aż takiego wrażenia nie robi. Owszem, wszystko jest tu poprawnie wykonane, lokacje mają swój niesamowity klimat, a stroje naszych bohaterów pełne są detali. Studio DON’T NOD postawiło jednak na specyficzną, „brudną” stylistykę, która jednocześnie buduje niezłą atmosferę i… maskuje ewentualne niedociągnięcia. Niestety, czasem trąci to też wcześniejszymi, niskobudżetowymi produkcjami pokroju Vampyra. Czy to źle? Bynajmniej. Vampyr był naprawdę udaną produkcją.
Pod względem wielkości projektu Banishers: Ghosts of Eden wyprzedza jednak tamten tytuł o kilka długości. Opowieść o dwóch pogromcach duchów, których miłość wystawiona jest na próbę i którzy koniec końców będą musieli zmierzyć się konsekwencjami podjętych przez siebie decyzji jest dużo dojrzalsza, ciekawsza i daje znacznie więcej satysfakcji. Mówicie co chcecie, ale ten tytuł naprawdę ociera się o wielkość. Może nie będzie to hit na miarę The Last of Us Part II Remastered, ale jeśli lubicie nadprzyrodzone klimaty i ociekające mrokiem, mocne historie z podwójnym dnem, to nie powinniście być tutaj zawiedzeni.
Zalety gry Banisher: Ghosts of New Eden
- całkiem niezła, mocno wciągająca i wyjątkowo pogmatwana historia
- niektóre wątki potrafią zjeżyć włos na głowie
- dwójka ciekawych bohaterów, których prowadzimy jednocześnie
- pomysłowo pomyślane badania przypadków nawiedzeń
- konieczność podejmowania trudnych decyzji, które mają swoje dalsze konsekwencje
- ciekawie zaprojektowana walka i system ewolucji naszych bohaterów
- olbrzymia mapa skrywająca całą masę różnych aktywności pobocznych i znajdziek
- absolutnie fenomenalny klimat podsycany wyjątkowo niepokojącą ścieżką dźwiękową
Wady gry Banisher: Ghosts of New Eden
- w niektórych momentach widać, że to nie jest prawdziwie wysokobudżetowa produkcja
- specyficzna, nieco „brudna” oprawa wizualna, choć pasuje do klimatu, nie każdemu może się podobać
- ilość koniecznych do odbycia rozmów potrafi mocno spowolnić tempo akcji
- w ogromie zbieranych zasobów potrzebnych do ulepszania naszego arsenału idzie się pogubić
- momentami męczące walki, w których z uwagi na wielkość miejscówek, nasza postać potrafi się blokować
- czasem może się wydawać, że świat gry nie do końca prawidłowo reaguje na nasze poczynania