- Fenomenalny multiplayer, od którego trudno się oderwać
- Sporej wielkości mapy faktycznie oddają skalę i chaos wojny totalnej
- Bardzo dobrze zbalansowana mechanika strzelania
- Powrót klasycznego systemu klas
- Mocno wyczuwalny klimat dawnych Battlefieldów
- System progresji, który pozwala poczuć się wyjątkowo nawet słabszym graczom
- Przejrzyste, nieprzytłaczające menu
- System destrukcji potrafi momentami wywołać opad szczęki
- Niezła oprawa wizualna i świetne udźwiękowienie
- Powrót kampanii dla jednego gracza wypadł wyjątkowo słabo, choć miewa ona swoje momenty
- Otwarty system broni może z czasem okazać się chybionym pomysłem
- Problemy z balansem i tempem gry na niektórych mapach
- Spora ilość najróżniejszych błędów
Koncern Electronic Arts miał ostatnio wyraźnie pod górkę. Dragon Age: Straż Zasłony nie wypaliło, kolejne dodatki do The Sims 4 witane są przez fanów raczej powściągliwie, a i w samych studiach należących do amerykańskiego giganta nie dzieje się zbyt dobrze. Dość powiedzieć, że fala zwolnień jaka przez nie się przetoczyła mocno nadwyrężyła zaufanie graczy, co do możliwości powrotu niektórych najgłośniejszych marek (pytanie czy w ogóle możemy liczyć na nowy Mass Effect). Nie oznacza to oczywiście, że pieniądze nie płyną do EA szerokim strumieniem. Mamy tu przecież choćby serię EA Sports FC, która co roku przyciąga do komputerów i konsol miliony graczy. No ale dawna FIFA wciąż nie ma za wiele konkurencji. Battlefield – niegdyś legenda sieciowych strzelanek – od kilkunastu lat wyraźnie próbuje gonić największego rywala, niestety z różnym skutkiem. Czy najnowszy Battlefield 6 zdoła przywrócić dawny blask tej serii? Oj tak, to więcej niż pewne. Nie wszystko udało się tu jednak dopiąć na ostatni guzik.
Można się zarzekać, że Battlefield zawsze miał olbrzymie powodzenie wśród graczy. Trudno jednak nie zauważyć, że seria od dawna cierpiała na spadek formy. Owszem, mieliśmy tam takie rodzynki jak osadzony w czasach pierwszej wojny światowej Battlefield 1, ale były to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Wraz z wydanym w 2021 roku Battlefieldem 2042 cykl doszedł do przysłowiowej ściany. Gra okazała się bowiem tak dużym rozczarowaniem, że mało kto wierzył, że Battlefield zdoła jeszcze wrócić na właściwe tory. Najwyraźniej jednak ludziom z EA taki kubeł zimnej wody był bardzo potrzebny, bo „szóstka” to naprawdę udany powrót do korzeni. Do najlepszych odsłon tej serii naprawdę niewiele tu zabrakło.

Battlefield 6 – co to jest za gra?
Czy jest ktoś kto nie znałby serii Battlefield? To niemal tak, jakby powiedzieć, że nie słyszało się o Call of Duty. Co ciekawe, choć obie te strzelankowe marki towarzyszą nam już ponad 20 lat, to właśnie Battlefield jest starszy. A że tym razem EA serwuje nam powrót do korzeni, to otrzymujemy tu zarówno rozbudowany tryb wieloosobowy, jak i pełnoprawną kampanie dla jednego gracza.

Koniec z epizodycznymi, wojennymi historiami, koniec z pseudo misjami z botami (te, co prawda, też się tu pojawiają, ale raczej jako wprowadzenie do poszczególnych trybów sieciowych) – w Battlefield 6 czeka na nas wreszcie konkretna historia. I jak na porządną, pierwszoosobową strzelankę przystało, mamy tu i zmieniające się scenerie – bo opowieść rzuca nas po całym świecie – i różne rodzaje broni, i sekwencje, w których kierujemy czołgami czy innymi pojazdami.

Battlefield 6 – ile trwa przejście gry?
W przypadku sieciowych strzelanin – a Battlefield 6 to przede wszystkim przedstawiciel tego właśnie gatunku – nie ma po co silić się na jakiekolwiek szacunki, ile czasu spędzimy tu na zabawie. No chyba że za wyznacznik ustawimy sobie najwyższy możliwy poziom postaci, jaki można osiągnąć w grze. W Battlefield 6 i tak zajmie nam to co najmniej kilkadziesiąt godzin, bo do progresji postaci dochodzi jeszcze rozwój aktualnie używanej broni.

Jeśli jednak bardziej interesuje Was tryb kampanii dla jednego gracza – choć zapewne mało to się do tego przyzna, bo przecież „Battlefielda kupuje się dla multi” – to mamy dobrą i złą wiadomość. Dobra wiadomość jest taka, że finał serwowanej nam tu opowieści, na średnim poziomie trudności, możemy zobaczyć już po około 6 godzinach. Zła – że poza czystą akcją i całkiem fajnym strzelaniem w zasadzie nic nas tutaj przy grze nie trzyma. I to jest niestety jeden z największych minusów Battlefield 6.

Kampania Battlefield 6, czyli zaprzepaszczony potencjał
„Tryb dla pojedynczego gracza w Battlefield / Call of Duty (niepotrzebne skreślić) to tylko mało znaczący dodatek” – ileż to razy już to słyszeliśmy? Problem w tym, że dobrych wojennych strzelanin, w które możemy bawić się sami, jest dziś jak na lekarstwo. Po cichu za każdym razem liczymy więc na te największe strzelankowe serie – że może tym razem przyniosą nam one ciekawą, szalenie wciągająca, pełną adrenaliny historię. Tak jak to było w przypadku zeszłorocznego Call of Duty Black Ops 6.

Niestety, historia opowiadana w Battlefield 6 nie należy ani do tych odkrywczych, ani tym bardziej takich, które na długo zapiszą się nam w pamięci. Dość powiedzieć, że fabuła kręci się tutaj wokół pewnej tajemniczej organizacji paramilitarnej – Pax Armata, która rozszerzając swoje wpływy na świecie zagroziła NATO, powodując wpierw rozpad tej koalicji, a potem zainicjowała szereg ataków terrorystycznych na całym świecie. Oczywiście na jej czele stoi pewien zbuntowany żołnierz, który próbuje mścić się na tych, którzy go skrzywdzili. Brzmi absurdalnie? I takie właśnie jest. Ktoś tam na górze w EA uznał, że wprowadzenie takiego arcywroga, znanego członkom naszej ekipy, doda całości pikanterii. I jak się pewnie już domyśliliście – nic z tego nie wyszło.

Co gorsza, w kampanii Battlefield 6 nie zadbano ani o bardziej charyzmatycznych bohaterów, na których faktycznie by nam zależało, ani o spójność całej opowieści. W ciągu 9 misji gra rzuca nas po różnych zakątkach świata, w których walczymy z najemnikami Pax Armata, niemal za każdym razem jako ktoś inny. W pewnej chwili człowiek traci rachubę, dlaczego akurat tą postacią kieruje i co właściwie się tutaj wyprawia. Efekt tego taki, że gdzieś w połowie gry zupełnie odpuściłem sobie śledzenie historii i skupiłem się na akcji, bo ta akurat miewała tu naprawdę fantastyczne momenty.

To co robi tu świetną robotę to efekty towarzyszące destrukcji otoczenia. O tym, że w Battlefield 6 da się zrównać z ziemią niemal każdy budynek czy przeszkodę terenową zapewne już słyszeliście – było o tym głośno już podczas beta testów gry. Twórcy gry wykorzystali to jednak w kampanii w fantastyczny sposób, niejednokrotnie podkreślając olbrzymie zniszczenia od wybuchu rakiety czy bomby. Fala uderzeniowa i niesiony przez nią pył to jedno z najlepszych doświadczeń w kampanii Battlefield 6.

Niestety, tryb dla pojedynczego gracza cierpi też na szereg innych, już nieco bardziej technicznych bolączek. A to sztuczna inteligencja wrogów poraża absolutną tępotą, stojąc w bezruchu kilka metrów od nas, a to nasza ekipa zachowuje się tak, jakby była na wycieczce krajoznawczej zupełnie ignorując wrogów, a to znowu jakiś skrypt się nie uruchomi i trzeba restartować grę od automatycznego zapisu (który potrafi być zaskakująco daleko od miejsca, do którego doszliśmy). Takie rzeczy mocno irytują, szczególnie w tych mniej porywających misjach, bo i takie się tutaj zdarzają.

Sieciowa wojna totalna, czyli Battlefield 6 błyszczy w multi
Seria Battlefield nieodłącznie kojarzy się z olbrzymimi mapami i realistycznymi, wielkimi bitwami, w których prócz piechoty biorą udział również różne pojazdy – od czołgów, po myśliwce, quady i transportery opancerzone. Na premierę Battlefield 6 przynosi w tym względzie dość standardowy pakiet trybów z kultowym już Podbojem na czele. Co ważniejsze jednak, dostajemy tu też aż 9 świetnie przygotowanych map, z różnych zakątków świata. Jedne powalają rozmachem, pozwalając rozwinąć skrzydła czołgom i pojazdom, inne, bardziej kameralne – podkręcają tempo rozgrywki, idealnie nadając się do drużynowego deathmatchu czy Króla Wzgórz.

Co cieszy, twórcy zrezygnowali tym razem z eksperymentów ze specjalistami, zamiast tego serwując nam powrót do klasyki, czyli czterech, dobrze znanych klas postaci – szturmowca, inżyniera, zwiadowcy i żołnierza wsparcia. Dodano tu jednak jedną, dość kontrowersyjną nowinkę – nie ma tu już ograniczeń w dostępie do broni. Co to oznacza? Że grając inżynierem możemy na przykład ustawić sobie snajperkę jako broń podstawową. Niby fajnie, bo dzięki temu gra nie zmusza nas do wybierania klasy, której nie za bardzo lubimy, tylko po to by móc odblokować jakieś dodatki. Pytanie tylko, czy z czasem nie zaburzy to zbyt mocno balansu rozgrywki.

Za to samo strzelanie i korzystanie z dostępnego arsenału to tutaj „cud, miód, malina”. Duże brawa należą się tutaj twórcom gry za odczucia towarzyszące wyminie ognia. Różne rodzaje broni zapewniają zupełnie inne odczucia, a i system destrukcji, w którym zmasowany ostrzał potrafi nie tylko zniszczyć osłonę przeciwnikowi, ale wręcz zrównać z ziemią cały budynek, robi tu wręcz fenomenalną robotę. Przy takich akcjach – a wierzcie mi, Battlefield 6 jest nimi wypełniony po brzegi – klimat i chaos wojny totalnej wylewa się z ekranu hektolitrami.

Na pochwałę zasługuje tu również system progresji. Przyznam się bez bicia – nie jestem strzelankowym wymiataczem, który kosi przeciwników jak sierp łany zboża. Normalnie w pomeczowych statystykach byłbym zapewne raczej w tej drugiej połowie stawki. Tym bardziej spodobał mi się sposób, w jaki Battlefield 6 robi przedstawia takie podsumowania. Głównym wyznacznikiem nie jest tu współczynnik KD (Kill/Death), ale całokształt naszych działań – od przejmowania celów, poprzez współpracę z innymi graczami, aż po reanimacje. Z tą ostatnią wiąże się też ciekawa mechanika odciągania rannego towarzysza z gorącego miejsca. Przynosiło mi to na tyle dużą frajdę, że niejednokrotnie bawiłem się w polowego medyka ratując innych graczy.

Żeby jednak nie było, że tylko rozpływamy się tu w zachwytach, a nie widzimy wad – niektóre rzeczy Battlefield 6 wciąż wymagają poprawy. Po pierwsze balans na niektórych mapach – już widać, że część miejscówek to istny raj dla snajperów, przez co zabawa bardziej irytuje niż cieszy. Czasem ginie się tu w sekundę czy dwie od odrodzenia. Są też owe małe mapy, na których gracze w ogóle nie chcą ratować towarzyszy.
Po drugie – błędy, glitche i niedoróbki. Niestety, pojawiają się one też w trybie multi. Nie są one może tak liczne jak w kampanii dla jednego gracza, ale bywają i są nawet bardziej irytujące. Czasem gra miewa wyraźnie problemy z właściwą rejestracją trafień, przez co może się wydawać, że wyeliminowanie przeciwnika wymagało połowy magazynka z ciężkiego karabinu maszynowego. Z kolei używanie stacjonarnych wyrzutni rakiet to po części loteria – celujemy w jedno, a pocisk i tak trafia gdzie indziej.

Battlefield 6 – czy warto zagrać?
Mógłbym napisać teraz, że dzięki Battlefield 6 seria ta znów złapała wiatru w żagle, a koncern Electronic Arts odzyskał część utraconego zaufania graczy. Wszystko to jednak brzmiałoby jak puste frazesy, bo przecież wciąż nie wiemy, co będzie dalej. Jedno jest jednak pewne – w tym roku Call of Duty doczekało się naprawdę potężnego rywala. Rywala, z którym po raz pierwszy od wielu, wielu lat może przegrać starcie o tytuł najlepszej sieciowej strzelaniny. I to samo w sobie wydaję się najlepszą rekomendacją dla Battlefield 6.
Pal już nawet licho wyjątkowo słaby powrót trybu kampanii dla jednego gracza. Battlefield 6 to esencja monumentalnej, sieciowej batalii, która powala widowiskowością, urzeka realizmem i oczarowuje grywalnością. Od tej gry naprawdę ciężko się oderwać. Nie musicie mi wierzyć na słowo – tej gry po prostu musicie spróbować sami.











