Wiecie co to niepohamowana radość z zabawy? W Split Fiction się tego dowiecie. Nowa gra twórcy takich pamiętnych hitów jak A Way Out czy It Takes Two serwuje nam taką jazdę bez trzymanki, że bledną przy nim inne, nastawione na kooperację tytuły. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że stojący za Split Fiction, Josef Fares nie musiał wcale wymyślać koła na nowo – wystarczyło, że sięgnął po garść dobrze sprawdzonych już pomysłów, odpowiednio je podkręcił i dodał do tego wszystkiego szczyptę szaleństwa od siebie. Efekt przekroczył nasze wyobrażenia. I tak – Split Fiction to bezapelacyjnie najlepsza gra kooperacyjna, jaka do tej pory powstała.
Kojarzycie Kingdom Come: Deliverance 2? Też pytanie, jasne, że kojarzycie – to przecież jeden z największych hitów lutego 2025 roku i potencjalny kandydat do tytułu Gry Roku. No to właśnie przybył mu potężny konkurent. I choć w Split Fiction próżno szukać takiej głębi jak w tym średniowiecznym RPG, to jednak pod względem zróżnicowania rozgrywki to już pierwsza liga, która momentami potrafi przyćmić niejedną, dużo większą produkcję. Siadając do tej gry przygotujcie się zatem na szalone tempo zabawy, naprawdę zwariowane pomysły i całą masę śmiechu… z delikatną domieszką frustracji pod sam koniec.
Split Fiction – co to jest za gra?
Split Fiction to gra typowy przedstawiciel nastawionych na kooperację przygodowych gier akcji, w których dwie grające osoby mogą robić zupełnie co innego. Jeśli kojarzycie wspomniane na wstępie A Way Out i It Takes Two, to zapewne już wiecie, czego można spodziewać się po Split Fiction. Wadą tego rozwiązania jest fakt, że samemu nie da się w ten tytuł zagrać. Do zabawy zawsze musimy mieć tutaj żywego kompana i zawsze gramy na podzielonym ekranie, niezależnie czy jest to tryb sieciowy czy „kanapowa” kooperacja. Czemu tak? Bo liczne mechaniki i zagadki środowiskowe zostały tak pomyślane, by obaj gracze musieli ze sobą ściśle współpracować.
Przy okazji zabawy w kooperacji warto wiedzieć, że Split Fiction, jak zresztą i pozostałe tytuły Josefa Faresa, oferują możliwość zabawy ze znajomym, który nie posiada własnego egzemplarza gry. Twórcy udostępnili specjalną, darmową wersję swojej produkcji, którą nazwano „Split Fiction – Dostęp dla znajomych”. Pozwala ona dołączyć do gracza, który faktycznie grę posiada i normalnie bawić się wraz z nim. Co najlepsze, tym razem mamy tu pełen crossplay, czyli nie jesteśmy ograniczani do jednej platformy. A w czym tkwi haczyk? Ano w tym, że ta wersja gry pozwala jedynie na dołączenie do zabawy innego gracza, który Split Fiction kupił. Jest tu co prawda opcja demo, dzięki której można zapoznać się z kilkoma pierwszymi poziomami gry, ale nic poza tym. Na konsolach przy „Dostępie dla znajomych” nie macie też co liczyć na osiągnięcia / trofea.
Split Fiction – ile trwa przejście gry?
Przy obecnych, największych tytułach czas potrzebny na przejście Split Fiction może wydać się dość krótki. Napisy końcowe ujrzymy tu bowiem najprawdopodobniej już po około 15 godzinach. Ale wierzcie mi – to naprawdę potężnie upakowane akcją 15 godzin. A czemu „najprawdopodobniej”? Bo prócz ewentualnych zacięć podczas szukania rozwiązania danej zagadki czy rozkminy odnośnie do jakiejś konkretnej mechaniki, w Split Fiction pojawiają się misje poboczne, które da się pominąć. Nie róbcie tego jednak, bo pozbawicie się najbardziej szalonej części gry. To właśnie tu pojawiają się bowiem najdziwniejsze koncepcje pisarskie dwóch bohaterek Split Fiction – Mio i Zoe. O co dokładnie chodzi? Już wyjaśniam.
Podzielona fikcja literacka, czyli fabuła Split Fiction
Mio i Zoe to dwie, młode pisarki szukające wydawcy swoich powieści. Jedna upodobała sobie gatunek Science-Fiction, druga lubuje się w Fantasy. Przypadek sprawia, że obie dziewczyny spotykają się w windzie dużej korporacji wydawniczej, która zwabiła je wizją podpisania kontraktu. Na miejscu okazuje się jednak, że nie do końca o to chodziło i zaproszone osoby zostają podłączone do maszyny mającej symulować ich powieści, pozwalając im je przeżyć. Coś jak Animus z serii Assassin’s Creed, tyle że dla powieściopisarzy. Podobnie jak tam, tak i tu symulacja ma drugie dno – maszyna nie ma jedynie urzeczywistniać historii autorów, a wykradać wszystkie ich pomysły.
A czemu podzielona fikcja (Split Fiction)? Bo kolejny przypadek sprawia, że zarówno Mio, jak i Zoe trafiają do tej samej symulacji, a ściślej – spanikowana Mio wpada do „bańki” Zoe potężnie gmatwając niecną operacje szefostwa korporacji. Próbując uciec dziewczyny skaczą między stworzonymi przez siebie światami, przeżywają sobie znane przygody i walczą z bossami z ich powieści. A przynajmniej do czasu, bo później sytuacja nieco się komplikuje. Nie chcemy jednak nikomu psuć zabawy i dlatego ograniczymy się jedynie do takiego właśnie zarysu całej historii. Wspomniane zaś wcześniej misje poboczne stanowią dawno zapomniane pomysły obu dziewczyn, niezrealizowane koncepcje i pierwsze napisane przez nich historie.
To właśnie tutaj znajdziecie szaloną misje z dwoma świnkami, z których jedna rozciąga się niczym sprężynka, a druga pierdzi tęczą. A to tylko początek, bo później mamy tu jeszcze fenomenalnie zrealizowaną sekwencję, która rozgrywa się w notatniku, a także totalnie odjechaną misje, w której wcielamy się w dwa ząbki w świecie pełnym słodyczy. Idę o zakład, że późniejsze starcie z bossem z tego świata zapamiętacie na baaaardzo długo.
Tu nie ma nudy, czyli jak się gra w Split Fiction
Pamiętacie słynne żabie taxi w It Takes Two? Albo akcje z gwoździami i młotkiem? No to w Split Fiction takich niesamowicie pomyślanych mechanik jest znacznie więcej. W zasadzie każdy rozdział opowieści serwuje nam inny rodzaj zabawy, nierzadko zaskakując nietuzinkowym stylem rozgrywki. Dajmy na to jedną z misji w fantastycznym świecie Zoe, w której odwiedzamy wyluzowanego, małpiego króla – najpierw mamy tu zabawę w powtarzanie jego tanecznych ruchów, po czym szalejemy na parkiecie w stylu conga, co jest niczym innym jak słynną grą w węża (Snake).
A kojarzycie Unravel two? To te słynne dwie, połączone ze sobą włóczkowe pacynki. Podobny motyw występuje też w Split Fiction, choć oczywiście odpowiednio podkręcony. Oto nasza dwójka bohaterek wskakuje na grzbiet dwugłowego robaka i próbuje przedostać się przez bardzo nieprzyjazne środowisko. Co najlepsze, nie ma tu tylko kombinowania jak wspólnie przekraczać gorące rozpadliny, gdy jedna głowa jest na jednej, a druga – na drugiej stronie. Twórcy dorzucili tu też całkiem zmyślną mechanikę pokonywania przepaści, która wymaga od obu graczy wyjątkowej koordynacji. Zresztą takich mechanik bazujących na dobrym zgraniu jest tu naprawdę sporo – może to być na przykład zabawa w pinball, gdzie jeden gracz steruje magnetyczna kulą, a drugi ruchomymi flipperami.
Niestety Split Fiction to to ten typ gry, w którym każde bliższe opisanie występujących w niej mechanik może zepsuć zabawę. Sporą frajdę sprawia tu bowiem samodzielne odkrywanie co z czym, jak i dlaczego. Starając się uniknąć ewentualnych spojlerów, dopowiem tylko, że twórcom świetnie udała się tu czarcia sztuczka rozwijania jednej mechaniki w drugą. Innymi słowy coś co w jednej misji daje nam na przykład możliwość szybowania i hakowania, w innej może pozwolić także na pływanie. A co najlepsze, w Split Fiction znajdziemy też pełno nawiązań do popularnych gier czy filmów. Bez trudu rozpoznacie zapewne motywy z Assassin’s Creed, Dead Space czy Dark Souls (które ma nawet swoją odrębną, klimatyczną miejscówkę). Są tu jednak też i bardziej subtelne nawiązania na przykład do Prince of Persia: Piaski Czasu, Diuny czy filmu Na skraju jutra.
Przyjemnie, kolorowo, nextgenowo, czyli oprawa audiowizualna Split Fiction
Jeśli ktoś liczył tu na jakość Stellar Blade czy Indiana Jones i Wielki Krąg, to raczej się zawiedzie. Split Fiction ma bardzo przyjemną, kolorową, baśniowo-futurystyczną grafikę, która idealnie wpasowuje się w opowiadaną historię, Niektóre lokacje są wyjątkowo klimatyczne, inne – cierpią na nieco małą ilość detali. By jednak dostrzec te braki trzeba się w tej grze na chwilę zatrzymać, a to raczej rzecz niewykonalna. Rozgrywka pędzi tu bowiem na łeb na szyje i jedyne na czym człowiek się wówczas skupia to pokonanie stawianego przed nami wyzwania. Zresztą, sami się o tym przekonacie, jak tylko w Split Fiction zagracie.
Split Fiction – czy warto zagrać?
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna – nie tyle warto, co wręcz trzeba w Split Fiction zagrać! I nie ma żadnej wymówki – od tego jest darmowy dostęp dla znajomych. Ta gra to frajda w najczystszej postaci i bezapelacyjny najlepszy obecnie tytuł do zabawy w kooperacji. Takiej masy genialnych pomysłów, humoru i sposobów na pełne zaangażowanie graczy w rozgrywkę jeszcze chyba dotąd nie było. Zresztą nie musicie mi wierzyć na słowo – sami sprawdźcie. Nie pożałujcie.
Zalety Split Fiction:
- iście wybuchowy koktajl najróżniejszych pomysłów na wspólną, świetną zabawę
- niesamowite zróżnicowanie mechanik – każdy poziom to w zasadzie co innego
- szalone tempo rozgrywki, od której nie sposób się oderwać
- niesamowicie zakręcona końcówka gry
- świetne misje poboczne
- ogromna dawka humoru
- niezła oprawa audiowizualna
- porażająca ilość najróżniejszych nawiązań do popkultury
- „Dostęp dla znajomych”, czyli specjalna, darmowa wersja gry, dla tych którzy chcą zagrać z przyjacielem czy znajomym
- pełen crossplay między platformami
Wady Split Fiction:
- dość przewidywalna fabuła
- nierówny poziom trudności
- czasem nieco kłopotliwe, mało precyzyjne sterowanie
- nie wszystkie miejscówki wyglądają równie okazale