Starfield to kosmiczna przygoda jaką chcesz przeżyć. Recenzja gry

Starfield recenzja gry

Starfield rozpętał burze. Pomimo masy super-pozytywnych recenzji dla wielu graczy było to twarde zderzenie obietnic z rzeczywistością. Miał być „symulator Hana Solo” w wielkim kosmosie, a jest Skyrim na cienkich sterydach. O dziwo, w Starfield gra jednak cały świat i chyba świetnie się przy tym bawi. Jak to możliwe?

Gdybym zapytał z czym kojarzy Wam się Bethesda zapewne zaczęłoby się przekrzykiwanie z kolejnymi odsłonami serii The Elder Scrolls czy Fallout. A co gdybym powiedział, że mnie osobiście Bethesda najbardziej kojarzy się z wiecznym odcinaniem kuponów? Taki Skyrim powraca przecież jak bumerang od ponad 10 lat w coraz to nowych wersjach.

Na tym tle Starfield jawić się może niczym prawdziwe objawienie – nowa gra od Bethesdy, a do tego jeszcze pierwsze od 25 lat zupełnie nowe uniwersum tego studia. Ale wiecie co? Także i tu, w tej z pozoru wielkiej kosmicznej epopei, da się dostrzec owe „odcinanie kuponów”. Z grubsza rzecz ujmując Starfield to kolejna gra twórców Skyrima, Falouta 76 czy Obliviona, w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Ot, niby absolutna nowość, ale z całym bagażem dotychczasowych doświadczeń.

Starfield recenzja gry

Starfield – niespełnione nadzieje

Pamiętacie jeszcze te wszystkie szumne zapowiedzi Starfielda? „Kosmiczna przygoda z 1000 planet do odwiedzenia”, „gracze oszaleją jak zagrają”, „NASA spotyka Indianę Jonesa” – przy takich tytułach trudno się dziwić, że balonik nadmuchany tu został do wręcz monstrualnych rozmiarów. W końcu przyszła jednak premiera i ów balonik pękł z wielkim hukiem. Nagle okazało się, że gro z tych wszystkich szumnych obietnic można między bajki włożyć.

Starfield gameplay

I tak olbrzymi, otwarty świat z niemal setką galaktyk i ponad 1000 różnych planet, których eksploracja miała zapierać nam dech w piesiach, zredukowana została do masy niezbyt wielkich kwadratów, z których część generowana jest proceduralnie, a część to kopiuj-wklej pozostałych. Do tego jeszcze same loty w kosmos, podróże międzygwiezdne i lądowania na planetach okazały się przerywnikami filmowymi, które na domiar złego da się zupełnie pominąć, gdy tylko poznamy mechaniki rządzące Starfieldem.

Myślicie, że to archaizm, bo w No Man’s Sky można było swobodnie startować i lądować? Nie, to jeszcze nie jest archaizm! Prawdziwy archaizm to ekrany ładowania, którymi stale raczy nas Starfield. Wchodzimy do statku – ekran ładowania. Skaczemy do innej galaktyki – ekran ładowania. Startujemy z planety – najpierw fajna scenka na silniku gry, by za chwilę dostać w twarz ekranem ładowania. Ba, tu nawet wejście do budynku w mieście czy skorzystanie z windy oznacza ekran ładowania. Niby to tylko kilkusekundowy przerywnik, ale wiecie – inni jakoś potrafią tworzyć wielkie, otwarty świata bez takich dziwactw.

Starfield otwarty świat

No niestety, Bethesda uparła się na swój silnik Creation Engine 2, a ten ma już swoje lata. Jakby nie patrzeć powstał on ponad dekadę temu – jeszcze w czasach PlayStation 3 i Xbox One, a to oznacza obecnie spore ograniczenia, nawet jeśli po drodze go ulepszono i poprawiono. Oczywiście, da się na to machnąć ręką, bo gra potrafi wyglądać naprawdę spoko. Problem w tym, że przez te wszystkie archaizmy poziom immersji spada na łeb na szyje – sama gra zaczyna przypominać zwyczajne bieganie od jednej miejscówki do drugiej, a czar kosmicznej przygody gdzieś po drodze wyparowuje.

Ktoś może powiedzieć teraz, że opowiadam bzdury, bo przecież widział na Youtube’ie i TikToku świetne, niesamowicie klimatyczne sceny prosto ze Starfielda, od których ciary przechodzą po plecach. Tak, to prawda, też je widziałem. Problem tylko w tym, że nie wszystko co zobaczycie na tych filmikach na waszych konsolach czy komputerach będzie wyglądało tak samo.

I nie chodzi tu wcale o większą szczegółowość detali na super wypasionych RTX 4090. Gra ma bowiem swój własny zegar i może okazać, że wykonując misje pojawiliście na danej planecie „złym czasie” przez co zamiast ujrzeć wielkiego, przerażającego Terramorfa wyłaniającego się z ciemności pośród błysku piorunów…. zobaczycie pokracznego, pająkowatego obcego, który w świetle dnia łazi sobie po kontenerach. Co jak co, ale w tak ważnych dla atmosfery misjach twórcy mogli zadbać, by rozgrywały one w ściśle określonym czasie.

Starfield

Niestety, na tym problemy Starfielda się nie kończą. Sztuczna inteligencja przeciwników leży i kwiczy, bieganie wszędzie „z buta” z czasem potężnie irytuje (o jakichkolwiek innych środkach lokomocji możemy tu zapomnieć), a waga ekwipunku i związany z tym system „zmęczenia” naszego bohatera szybko rodzi pytania o stan umysłowy pomysłodawców tego rozwiązania. Dla mnie jednak chyba największą wtopą Starfielda jest brak satysfakcjonującego zwieńczenia wielu misji.

Dajmy na to budowane przez nas na przestrzeni wielu zadań relacje z towarzyszącymi nam kompanami – chciałoby się, żeby ich finał coś znaczył. Wszak jak grę RPG przystało każdy z nich może reagować na nasze poczynania, chwalić nas, krytykować i brać udział w rozmowach. Możemy z nimi flirtować, a nawet oświadczyć się i wejść w związek małżeński. W mojej grze tak właśnie zrobiłem z Sarą Morgan, która sama zaplanowała kameralną ceremonię. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że całość sprowadzona została tu do wymiany kilku zdań. Żadnego przerywnika filmowego, żadnej tulącej się pary w blasku zachodzącego słońca na plaży niebiańskiej wręcz planety Paradiso. Ot kilka zwrotów i w zasadzie można było wracać na statek.

Ktoś powie pewnie teraz, że chyba za dużo oczekiwałem – to przecież tylko gra. Może i tak, ale skoro nawet taki Mass Effect potrafił z wyczuciem przedstawić romanse i tworzące się relację to czemu Starfield spłyca to dosłownie do kilku zdań… i bonusu do doświadczenia za spanie w jednym łóżku, co samo w sobie, przez dość śmieszny bug, wygląda dość kuriozalnie.

Zresztą ten specyficzny brak spójności da się zauważyć także podczas niektórych misji – w jednych świat reaguje na rozgrywające się w tle wydarzenia, w innych zupełnie je pomija. Przykład? Za zgodą lekarza dostajemy się do zamkniętego skrzydła szpitala by odkryć, że zdarzyło się tu coś złego. Myślicie, że możemy o tym zakomunikować temu lekarzowi albo chociaż powiedzieć ochronie szpitala, że coś niedobrego wydarzyło się w sali obok? Gdzie tam, nasz bohater nie ma zamiaru podzielić się tą wiadomością z nikim, a obsługa tej placówki wydaje się być mało czymkolwiek zainteresowana. Ot, typowe dla Bethesdy opowiadanie historii.

Starfield dialogi

Rozczarowanie i miłe zaskoczenie jednocześnie

Jedni powiedzą teraz, że to przecież niemożliwe, żeby z takim bagażem wad i niedoróbek Starfield potrafił przyjemnie zaskakiwać. A jednak nowy tytuł Bethesdy to robi i sądząc po ogromnym zalewie filmów na Youtube’ie i TikToku, cieszy się przy tym sporym zainteresowaniem. W czym tkwi tajemnica sukcesu tejże gry? I to właśnie jest tu najlepsze – w owym pozytywnym bagażu wcześniejszych gier Bethesdy.

Przez lata twórcy Fallouta do perfekcji doprowadzili opowiadanie mikro historii. Nie chodzi tu jednak o główny wątek fabularny, bo ten w Starfieldzie jest taki sobie – miewa swoje momenty, ale w ogólnym rozrachunku to nic nowego. To co w tej grze naprawdę błyszczy to misje poboczne. Dość powiedzieć, że niektóre z nich rozrastają się do kilkugodzinnych opowieści, podczas których wyjątkowo trudno odłożyć pada. Co więcej, spora część z nich zazębia się między sobą, a jeśli do tego poświęcimy nieco czasu na poznanie fabularnej otoczki całego nowego, wykreowanego przez Bethesdę uniwersum to przyjemność z łączenia kropek i powolnego odkrywania ukrytej tu większej intrygi jest jeszcze większa.

Starfield drzewko umiejętności

Sporo daje też naprawdę rozbudowane drzewko umiejętności, które w pewien sposób stanowi zachętę do eksperymentowania. Możemy na przykład pójść bardziej w kierunku perswazji co otworzy nam po drodze sporo drzwi i możliwości, ale możemy też zdecydować się na ciche, skradankowe podejście z kieszonkową kradzieżą i otwieraniem skomplikowanych sejfów. Opcji jest tu ogrom, co samo w sobie sugeruje, że i misji będzie w Starfieldzie pod dostatkiem.

Ale wiecie co jest tu najlepsze? Że nowa gra Bethesdy ma ogromną ilość zaszytych dość głęboko smaczków. Coś jak w słynnym Red Dead Redemption 2. I nie chodzi tu tylko o podsłuchane rozmowy, po których „wskakują” nam na tapetę nowe misje. Gracze już doszukali się, że lądujące w oddali statki da się porwać, że masywne blokady drzwi da się przeciąć otwierając sobie dostęp do z pozoru niedostępnych pomieszczeń, że niektóre umiejętności da się odblokować inaczej niż tylko wydając na nie zdobyte punkty doświadczenia. Sądząc po naprawdę wielu dostępnych w grze światach takich sekretów może czaić się w grze dużo, dużo więcej.

Starfield budowa statku

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o dwóch rzeczach, które sam osobiście z początku uznawałem za raczej mało istotną ciekawostkę. Chodzi o tworzenie własnych statków i budowanie placówek na planetach. Ot, jakoś żadna z tych rzeczy mi nie podeszła. Sam nie wiem czy to bardziej kwestia słabego objaśnienia tych mechanik w samouczkach czy może takiego sobie, nie do końca intuicyjnego interfejsu – po prostu przez pierwsze godziny nie potrafiłem zagrzać tam miejsca na dłużej.

Starfield budowanie statków

Starfield ma jednak to do siebie, że prędzej czy później zmusza gracza do pewnych działań. I tak właśnie stało się u mnie z kreatorem statków, a potem i placówek. Co prawda w tym drugim nieco się zawiodłem znacznie bardziej ograniczoną przestrzenią niż początkowo można sądzić (spróbujcie wylądować daleko od istniejącej instalacji na danej planecie to dowiecie się o co chodzi), ale samo projektowanie wyglądu bazy sprawiło mi sporą frajdę. Kreator statków zaś to już miód, cud, malina, bo zabawa w nim to właściwie gra w grze. Gdy poznamy już wszystkie tajniki rozbudowy swojego drugiego domu każda zmiana jego wyglądu, którą możemy potem faktycznie zobaczyć przechadzając się po pokładach, to +25 do dumy i +100 do lansu.

Starfield recenzja gry

Starfield – dobra gra, ale i zmarnowany potencjał

Mówicie co chcecie, ale Starfield zmieni prawdopodobnie branże elektronicznej rozrywki. Wiadomo, nie jest to gra bez wad. Typowe dla Bethesdy bugi, mimo zapewnień, wciąż tu są i to wcale nie w takiej małej ilości. Twórcy nie spełnili też swoich szumnych obietnic o otwartym świecie, podróżach kosmicznych i ogólnej wielkiej swobodzie eksploracji. Mimo to jednak skreślanie tego tytułu na samym początku jest moim zdaniem wielkim błędem. I nie chodzi mi tylko o mody, które z pewnością wiele rzeczy w Starfieldzie naprawią.

Starfield czy warto

Tytuł ten skrywa bowiem w sobie naprawdę masę pierwszorzędnej zawartości, do której niestety trzeba się dokopać. Nie porzucajcie więc gry zaledwie po godzinie czy dwóch. Historia rozwija się tu może i powoli, ale gdy w końcu zaczną już pojawiać się misje poboczne Wasza kosmiczna przygoda ze Starfieldem nabierze wiatru w żagle. I właśnie pod tym względem – wciągającej rozgrywki dla pojedynczego gracza – Starfield może pozytywnie odcisnąć swoje piętno na branży. Dobrze by było, bo przecież ile można tłuc w same tylko sieciowe strzelanki.

Zalety gry Starfield

  • ciekawie wykreowany, sporej wielkości „świat”, pełen poukrywanych smaczków
  • masa fenomenalnych misji pobocznych, które stanowią prawdziwy magnes tejże gry
  • ogrom najróżniejszych możliwości zabawy – od kosmicznego tirowca, po badacza planet i łowcę nagród
  • momentami absolutnie fenomenalny klimat
  • podejmowane decyzje faktycznie mają tu swoje konsekwencje wpływając na dalszy ciąg gry
  • imponujące drzewko umiejętności
  • nieźle pomyślany kreator statków dający graczom dużą swobodę
  • możliwość budowania własnych placówek i obsadzania ich towarzyszami
  • całkiem ciekawie system kompanów
  • ogrom broni i sprzętu, a także możliwość ich modyfikacji
  • gra dostępna w abonamencie Xbox Game Pass i to do razu w dwóch wersjach – na PC i Xboxa, z dzielonymi „sejwami”

Wady gry Starfield

  • oprawa wizualna miejscami przypomina poprzednią generacje
  • spore ograniczenia leciwego już silnika gry, z całą ekranów ładowania na czele
  • dość dużo pustych planet i niewielka powierzchnia faktycznie dostępna do eksploracji
  • zaskakująco duża powtarzalność tych samych lokacji na różnych planetach
  • marna sztuczna inteligencja przeciwników
  • nie do końca reagujący na nasze poczynania świat
  • mało satysfakcjonujące zwieńczenie niektórych wątków np. relacji z towarzyszami
  • taki sobie samouczek, który nie wyjaśnia wszystkiego do końca
  • waga ekwipunku i ciągła walka z przeciążeniem potrafi zniechęcić do gry
  • czasem irytujące, a czasem śmieszne bugi typowe dla gier Bethesdy

Ocena gry Starfield: 8/10

Komenatarze

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Komentarze są dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników.
Logowanie lub darmowa rejestracja.

Zobacz też…

Popularne