Avatar: Frontiers of Pandora – recenzja gry

Avatar Frontiers of Pandora czy warto kupić

Ponoć najbardziej lubimy to co już znamy – może dlatego Avatar: Frontiers of Pandora zbiera tak pochlebne noty wśród recenzentów. I nie chodzi tu jedynie o filmowe uniwersum z kasowych hitów Jamesa Camerona. W tej grze duch Far Cry’a obecny jest niemal na każdym kroku. Czy to źle? Nie, jeśli nie przeszkadza nam, że kolejny raz dostajemy to samo, choć w nieco innym opakowaniu.

Niesamowite jak ten czas leci – ledwie rok temu mieliśmy premierę drugiej części Avatara – chyba największego kasowego hitu w dorobku Jamesa Camerona, a już proszę, mamy grę. Oczywiście żartuje z tym „już”, bo Avatar: Frontiers of Pandora miał zadebiutować jeszcze przed premierą filmu, co wydaje się dość logiczne, patrząc z punktu widzenia kampanii marketingowych. „Miał”, ale swoją okazję przepuścił. I nieważne już nawet jakie były tego powody – Hype Train na filmowego Avatara już niestety odjechał i gra musi poradzić sobie bez jego wsparcia. Czy dała radę i udźwignęła ten ciężar? Tego dowiecie się z naszej recenzji Avatar: Frontiers of Pandora.

Avatar: Frontiers of Pandora recenzja gry

Świat gry w Avatar: Frontiers of Pandora

Świat gry w Avatar Frontiers of Pandora

Avatar: Frontiers of Pandora to pierwszoosobowa gra akcji z otwartym światem. W grze wykonujemy misje głównie przez skradanie się, strzelanie, zbierane surowców i zwiedzanie świata. Możecie się dziwić czemu recenzję przygodowej gry akcji jaką przecież jest Avatar: Frontiers of Pandora, zaczynamy od opisu świata. Można odnieść wrażenie, że to właśnie Pandora, a nie młody, wychowany przez ludzi Na’vi, jest tutaj głównym bohaterem gry. Skąd taki wniosek? A choćby stąd, że pierwsze wyjście z kompleksu TAP, w którym rozpoczyna się fabuła tej produkcji, potrafi wywołać prawdziwy opad szczęki. Takiego graficznego przepychu, ilości barw i detali pozazdrościć może temu tytułowi nawet ostatni Horizon: Forbidden West.

Avatar gra

Na dodatkową pochwałę zasługuje to, co twórcom Avatar: Frontiers of Pandora udało się wykrzesać z silnika Snowdrop. Wirtualna Pandora nie jest bowiem statycznym miejscem – drzewa poruszają się tu na wietrze, wokół latają motyle i ptaki, a w gęstwinie co rusz widać jakieś zwierzęta. Co więcej, pojawiają się tu też różne zjawiska pogodowe pokroju deszczu czy burzy, które mają swój wpływ także na inny, ciekawy aspekt zabawy. A pamiętacie jak w filmie zmieniało się otoczenie podczas nocy? No to wirtualna Pandora przywita Was tym samym – bioluminestencja jest tu bowiem wszechobecna i też potrafi zrobić absolutnie fantastyczne wrażenie.

czy warto zagrać w Avatar

Fabuła gry Avatar: Frontiers of Pandora

Nie znacie filmowego Avatara? Nie musicie – ta gra opowiada własną historię. Co prawda fabuła gry rozpoczyna się mniej więcej na kilka lat przed wybuchem powstania Na’vi zainicjowanego przez filmowego Jake’a Sully’ego, ale widzimy tam jedynie krótki epizod mający stanowić podstawę dalszych wydarzeń.

John Mercer Avatar

W grze poznajemy grupkę dzieci Na’vi, którą siły ZPZ (Zarządu Pozyskiwania Zasobów) przygarnęły (ponoć po śmierci ich rodziców) i która, po odpowiednim, kilkuletnim przeszkoleniu (czytaj – praniu mózgów) ma stanowić „tubylczych ambasadorów” wśród różnych klanów Na’vi. A że ten plan nie poszedł po myśli zawiadującego nim Johna Mercera – człowieka niezwykle wyrachowanego, w momencie wybuchu powstania szkolonych nastolatków, postanawia się uciszyć.

Fabuła gry Avatar Frontiers of Pandora

Na szczęście w ostatniej chwili pojawia się ratunek i nasza grupka ląduje w kriokomorach, które mają pozwolić im przeczekać niebezpieczny czas panicznego wycofywania się jednostek ZPZ z bazy. Ostatecznie jednak to, co miało trwać maksymalnie kilka godzin, zmieniło się w 15 lat i nasi bohaterowie budzą się akurat w momencie, gdy na Pandorze zaczęła się druga, tym razem już pełnoskalowa inwazja. Na scenę ponownie wkracza również John Mercer.

Fabuła gry Avatar

Jako jeden z owych nastolatków (sami wybieramy wygląd i płeć naszego bohatera) będziemy więc musieli przejść przyspieszony kurs „bycia” Na’vi, jednocześnie próbując zjednać przychylność 3 różnych klanów tak, aby dołączyły do wspólnego ruchu oporu. Coś Wam teraz świta? Gdzieś już coś takiego widzieliście? No ba, to przecież wypisz-wymaluj historyjka niczym z Far Cry 6. Ale jeśli chcecie cieszyć się z pobytu na Pandorze, to do takich podobieństw musicie się niestety przyzwyczaić.

Rozgrywka w Avatar Frontiers of Pandora

Poznając historię przyjdzie nam tu bowiem „odbijać” małe wrogie posterunki pod postacią odwiertów gazu, przepompowni czy innych placówek operacyjnych ZPZ i niszczyć duże, bardzo rozbudowane kompleksy z niezwykle silną ochroną. Będziemy też biegać w tę i we w tę wykonując typowe dla Ubisoftu misje poboczne, a to próbując kogoś odnaleźć kierując się podawanymi nam wskazówkami, a to znowu zdobyć określone zasoby przeczesując podaną nam okolicę. Słowem – standardowe misje z rozdzielnika, tyle że w pięknych okolicznościach przyrody.

Czy warto zagrać w Avatar Frontiers of Pandora

No może nie zawsze pięknych, bo Avatar: Frontiers of Pandora całkiem fajnie pokazuje, jakie efekty niesie ze sobą rabunkowa polityka wydobywcza. Wejście do skażonych obszarów jest niczym uderzenie obuchem w głowę – dotąd tętniąca życiem i kolorami okolica powoli robi się szara, na liściach roślin pojawia się czarny nalot, a zwierzęta potrafią konać na naszych oczach. Nie jest to miły widok, a na dodatek nierzadko spotykamy tam na swojej drodze innych Na’vi rozpaczających nad niepotrzebną śmiercią i dewastacją środowiska. Można się śmiać, ale taka przyspieszona lekcja ekologii chyba nam wszystkim się przyda.

Rozgrywka w Avatar: Frontiers of Pandora

jak się gra w Avatar Frontiers of Pandora

Avatar: Frontiers of Pandora, czyli z przyrodą i bronią za pan brat. Zacznijmy może od tego, że nasz podopieczny dysponuje czymś w rodzaju zmysłu myśliwego Na’vi, odpowiednikiem Wzroku Orła z serii Assassin’s Creed. Tam obejmował on jednak cały ekran, tu zaś mamy coś w rodzaju tunelowego widzenia, które podświetla nam ślady zapachowe zwierząt, wrogów i ich słabe punkty oraz przedstawicieli fauny i flory. To ostatnie jest szczególnie ważne, bo niektóre rośliny mogą być źródłem niezbędnych materiałów – począwszy od owoców, poprzez gałęzie, aż po korzenie czy mchy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że w Avatar: Frontiers of Pandora owe zbieractwo wyposażono we własną arcyciekawą mechanikę.

Avatar Frontiers of Pandora czy warto

Nie wystarczy podejść do rośliny i zerwać z niej potrzebny składnik, oj nie. Tutaj trzeba się nieco nagimnastykować, bo urwanie gałęzi czy zerwanie owocu wymaga delikatnego podejścia i znalezienie takiego „chwytu”, który nie generuje niepotrzebnego oporu ze strony rośliny. Na PlayStation 5 „czujemy” to poprzez zmniejszające się drgania haptycznych wibracji. Myślicie pewnie, ot zwyczajna, nic nie znacząca minigierka, co? A nie, bo od sposobu pozyskania materiału zależy jego jakość. Ba, tu nawet pora dnia czy pogoda może mieć znaczenie i wszystkie te informacje trafiają do naszego przewodnika myśliwego.

Avatar Frontiers of Pandora zbieranie zasobów

Co istotne, wszystko jest tu ze sobą powiązane. I tak ugotowane przez nas potrawy (sami eksperymentujemy ze składnikami) dodają różne bonusy na przykład do skradania, a także uzupełniają energię, która decyduje o szybkości regeneracji. Z kolei projekty pozwalają tworzyć coraz to lepsze wyposażenie… które przekłada się na nasz poziom doświadczenia. Tu niestety twórcy nieco przekombinowali, bo rozwój naszej postaci w Avatar: Frontiers of Pandora zależy nie tylko od wykonywanych misji, ale też od noszonego przez nas sprzętu.

Rozwój postaci w Avatar Frontiers of Pandora

Dzięki tym pierwszym zyskujemy punkty umiejętności, które możemy przeznaczyć na „wykupienie” zdolności na specjalnym drzewku, te drugie zaś wpływają na zawartość paska postępu w zależności od ich statystyk. Dziwny i mało czytelny to system, który na domiar złego średnio się sprawdza w zestawieniu z wskazywanym w misjach poziomem trudności. Ten ostatni to już bowiem totalna loteria.

Drzewko umiejętności Avatar Frontiers of Pandora

Na szczęście sama walka sprawia tu całkiem sporą frajdę. Co prawda dostępny w Avatar: Frontiers of Pandora arsenał jest raczej skromny, bo obejmuje jedynie pięć rodzajów broni Na’vi i cztery „ludzkie”, ale to w zupełności wystarcza. Większość czasu i tak biegamy z którymś z łuków, bo ich celność i efektywność jest dużo większa. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że stając naprzeciw armii złożonej z żołnierzy w ezgoszkieletach nie mamy większych szans.

Avatar Frontiers of Pandora gameplay

Dlatego likwidując posterunki wrogów, czasem dużo lepiej postawić na skryte podejście z minimalna liczbą ewentualnych konfrontacji. Raz uruchomionego alarmu w zasadzie nie da się bowiem wyłączyć. Mało tego, czasami oznacza on przybycie posiłków i konieczność walki z jeszcze bardziej przeważającymi siłami wroga.

Nuda i bugi w Avatar: Frontiers of Pandora

Czy Avatar: Frontiers of Pandora to stracony potencjał? Znacie powiedzenie o łyżce dziegciu w beczce miodu? Niby odrobina, a potrafi zepsuć cały smak. Stosując to powiedzonko tutaj, musielibyśmy mówić chyba nie o łyżce, a o całej chochli. Można się zarzekać, że Avatar: Frontiers of Pandora to dobra produkcja i świetne przeniesienie filmu w świat gier. Zbyt dużo tu jednak ograniczeń, zapożyczeń i błędów. Pal już nawet licho owe Far Cry’owe korzenie. To co w tej grze najbardziej frustruje to masa niedoróbek i do końca przemyślanych rozwiązań.

Gra Avatar Frontiers of Pandora mapa

Rozumiem bieganie po Pandorze w tę i z powrotem – wszak sterujemy tu tubylcem, który jeszcze nie tak dawno w ogóle nie znał nowoczesnych technologii, polował z łukiem, łowił ryby i tak dalej. Czemu jednak gracz po nużących, pieszych podróżach zmuszany jest jeszcze szukać celu misji posiłkując się lakonicznymi wskazówkami i czasami średnio działającym zmysłem Na’vi. Wierzcie lub nie, ale czasami odszukanie tego jednego konkretnego punktu w gęstwinie Pandory potrafi przyprawić o ból głowy wywołany zgrzytaniem zębów ze złości. Podobnie jest z mechaniką śledztw, która zasadza się na wiązaniu ze sobą dwóch różnych śladów. Niby nic prostszego, ale i tu zmysł Na’vi czasami potrafi doprowadzić do szewskiej pasji nie pokazując nam poszukiwanej poszlaki.

Avatar Frontiers of Pandora podróżowanie

Błędów jest tu zresztą dużo więce,j tak jakby twórcy nie mieli czasu ani dogłębnie przetestować swojej gry, ani też zastanowienie się czego tu jeszcze brakuje. I tak czasami nie uruchamiają się skrypty potrzebne do pchnięcia fabuły do przodu, a znajdującemu się pod silnym ostrzałem przeciwnikowi magicznie „odrasta” cała siła. Zdarzają się też kuriozalne sytuacje, że giniecie na samym końcu starcia tylko dlatego, że nie zauważyliście pojedynczego żołnierza.

Gra Avatar Frontiers of Pandora

Jeśli dodacie do tego brak ręcznego zapisu gry i konieczność powtarzania całego fragmentu rozgrywki od miejsca, w którym jaśnie Pan Avatar: Frontiers of Pandora dokonał autozapisu, sytuacja robi się nieciekawa, przynajmniej dla naszego zdrowia psychicznego. No ale niestety, na takie kwiatki musicie się tu przygotować. Podobnie zresztą jak na sporą powtarzalność niektórych czynności pokroju szukania tego jedynego owocu o wyśmienitej jakości.

Avatar Frontiers of Pandora postaci

Czy warto zagrać w Avatar: Frontiers of Pandora?

Avatar: Frontiers of Pandora – przepiękna gra… o której wszyscy za chwilę zapomnimy. No niestety, ale taka jest prawda. Avatar: Frontiers of Pandora może i wygląda jak milion dolarów, ale raczej nie uchroni to tej gry od zapomnienia. To nie jest tytuł ani ponadczasowy, ani na tyle oryginalny by zapisać się w annałach historii elektronicznej rozrywki. Owszem, gra się w to nawet całkiem przyjemnie, o ile tylko zdołamy przymknąć oko na mocne zapożyczenia, błędy i z czasem coraz bardziej irytujące mechaniki.

Avatar czy warto zagrać

Dodatkową frajdę zapewni tu z pewnością tryb kooperacji dla dwóch osób, chyba nawet lepiej opracowany niż ten z Far Cry 6. Prócz zebranych przez gościa przedmiotów i zdobytego doświadczenia zaliczane są mu bowiem także postępy w misjach. Tylko czy to wydłuży życie Avatar: Frontiers of Pandora? Chyba nie. No ale możemy się mylić. Mimo wszystko szkoda jednak mocno niewykorzystanego potencjału.

Zalety gry Avatar: Frontiers of Pandora

  • zachwycający, tętniący życiem otwarty świat Pandory, który oczarowuje i wyglądem, i klimatem
  • fenomenalnie wyglądające efekty pogodowe
  • ciekawie zaprojektowane lokacje i nieźle zrealizowany parkour
  • trzy różniące się klany Na’vi, z własnymi siedzibami, wierzeniami i kulturą
  • całkiem rozbudowany system zbierania surowców i powiązane z nimi wywarzanie przedmiotów oraz gotowanie
  • świetnie pokazany wpływ rabunkowej eksploatacji zasobów na żyjący ekosystem Pandory
  • potrafiąca sprawić frajdę walka z dużo silniejszymi przeciwnikami
  • latanie na Ikranie i dodatkowe, powiązane z tym mechaniki
  • sieciowy tryb kooperacji dla dwóch graczy
  • ciekawe wykorzystanie możliwości kontrolera DualSense w wersji na PlayStation 5

Wady gry Avatar: Frontiers of Pandora

  • przeraźliwie wolno rozkręcająca się fabuła i mało zapadające w pamięć postacie
  • konieczność pokonywania wielkich odległości bywa nużące
  • mocno schematyczne misje poboczne
  • z czasem coraz bardziej irytujący system wskazówek dotyczących lokalizacji zadań
  • powtarzalność niektórych wymaganych od nas czynności zabija dynamikę zabawy
  • niby mamy tu dużo większy nacisk na skradanie się, a ciekawych, powiązanych z tym mechanik brak
  • dziwnie skonstruowany, mocno przekombinowany system rozwoju naszego bohatera
  • poziom trudności w niektórych momentach potrafi niemiło zaskoczyć
  • brak możliwości „ręcznego” zapisu gry
  • niektóre mechaniki bardziej frustrują niż bawią
  • zbyt dużo podobieństw do Far Cry’a i innych gier Ubisoftu
  • wciąż sporo różnych błędów technicznych

Nasza ocena gry Avatar: Frontiers of Pandora: 6.5/10

Komenatarze

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Komentarze są dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników.
Logowanie lub darmowa rejestracja.

Zobacz też…

Popularne